To miał być kolejny udany tydzień podczas którego wprowadziłem nowy element do swoich treningów – interwały. Miał być nowy rekord dystansu w ciągu tygodnia. Miał być udany, ale niestety – jak wiemy nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i tak było w moim przypadku 🙁 – o tym za chwilę.
Plan był następujący:
Tydzień rozpoczął się od treningu we wtorek – spokojnego biegu z 5 przebieżkami, czyli taki mój standard na rozpoczęcie tygodnia. Nic specjalnego.
Kolejny trening to interwały – tutaj było ciekawie. Interwały w odróżnieniu od przebieżek są zdecydowanie dłuższe i bardziej wyczerpujące. U mnie wyglądało to następująco:
Na początek 10 minut rozbiegania w tempie 5:50 min/km. Co było dla mnie bardzo spokojnym i komfortowym tempem, następnie przyspieszenie do 4:55 min i utrzymanie tego tempa przez 10 minut – to już nie było takie proste, chociaż pierwszy segment był jeszcze ok. Pod koniec pierwszego interwału zacząłem odczuwać lekki ból w okolicy ścięgna Achillesa, lekki ale jednak odczuwalny. Zatrzymałem się na 30 sekund, aby się trochę jeszcze rozciągnąć w tym miejscu, trochę go ucisnąć i pobiegłem dalej (widać na pierwszym zielonym słupku kiedy się zatrzymałem po raz pierwszy 🙂 ). Następnie przez 1 minutę wracamy do spokojnego tempa 5:50 min/km i po bardzo krótkim odpoczynku kolejny interwał przez 10 minut w tempie 4:55. Już przy drugim powtórzeniu wiedziałem, że to będzie trudny trening. Nogi dawały dobrze radę ale płuca nie nadążały 🙂 Cały czas delikatnie czułem mały dyskomfort w okolicy ścięgna Achillesa, ale nic wielkiego więc założyłem, że mogę kontynuować.
Przy trzecim i ostatnim powtórzeniu było już naprawdę ciężko i byłem bardzo bliski poddania się pod koniec, ale udało się utrzymać tempo przez całe 10 minut. Następnie zwolniłem do 5:50 i rozpocząłem ostatni element czyli 10 minut spokojnego biegu w stronę domu. Ścięgno dawało o o sobie znać coraz bardziej i w pewnym momencie Achilles zaatakował, poczułem to jakbym ktoś wbił mi ostrze noża tuż nad piętę. Ostry piekący ból. Musiałem się zatrzymać nie miałem wyboru – ból nie pozwalał biec dalej. Od tego momentu rozpoczął się bolesny smutny i nieprzyjemny powolny spacer do domu, 35 minut spaceru utykając na prawą nogę.
Czytałem wcześniej o kontuzjach, zapaleniu ścięgna Achillesa, a nawet zerwaniu. Wiedziałem na pewno, że ścięgna nie zerwałem ponieważ gdyby tak było prawdopodobnie nie mógłbym nawet chodzić, mimo wszystko byłem mocno przestraszony. Udało się jakoś dojść do domu, gdzie obłożyłem ścięgno lodem oraz wziąłem Ibuprom przeciwbólowo i przeciwzapalnie. Wiedziałem, że to koniec biegania co najmniej na ten tydzień, a co będzie dalej to się okaże.
Na szczęście kolejnego dnia nie było źle, nie było dużo lepiej, ale nie było też gorzej, a to duże pocieszenie. Stopa nie spuchła, nie pojawił się żaden siniak ani krwiak. Starłem się oszczędzać i dzięki temu w niedzielę już właściwie nie czułem, że miałem jakiś uraz. Być może profesjonaliści powiedzieliby mi, że nie potrzebnie rezygnowałem z biegania od środy do końca tygodnia, ale ja wolałem być ostrożniejszy, nie kusić losu i dać sobie czas na regenerację. Zapalenie ścięgna Achillesa to bardzo podstępny uraz, którego leczenie może trwać wiele tygodni i wtedy jesteśmy wyłączeni z treningów na długi czas, mam nadzieję, że odpuszczenie 2 treningów to była słuszna decyzja i nie będzie miała wpływu na moje przygotowania w długim terminie. To się okaże w kolejnym tygodniu 🙂 Mimo wszystko zamierzam dalej realizować plan, ale trochę wolniej niż pokazywało dotychczasowe tempo, w końcu ten plan treningowy to Maraton, a nie Sprint.
Podsumowanie (słabego) Tygodnia:
Tydzień 11 – dystans 18.01 km 🙁 ; czas treningu: 1g:37m:57 s
Jeśli podobają Ci się teksty na tej stronie skorzystaj z formularza poniżej i zostaw mi swój adres e-mail. Będziesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach. Obiecuje żadnego spamu!