Długo się zastanawiałem czy na pewno warto, czy dam radę, może jeszcze zbyt wcześnie, może to nie dla mnie… mimo wszystko chęć współzawodnictwa, pokonywania własnych ograniczeń, chorobliwa ambicja i wreszcie chęć uczenie się nowych rzeczy zwyciężyły – przygotowuje się do Triathlonu. Nie porywam się jeszcze na Hawaje, ba nawet nie na pełnego IronMan’a, chcę zacząć spokojnie od jakiegoś dystansu sprinterskiego, a pod koniec sezonu może jakaś połowa IronMan’a, czas i forma pokaże. Kiedy w sierpniu tego roku stanąłem przy logo IronMan w Gdyni wiedziałem, że za jakiś czas chcę znaleźć się w tym miejscu jako zawodnik.
Jest coś wyjątkowo pociągającego w triathlonie, ciężko to zdefiniować. To coś więcej niż samo bieganie, z którym obcowałem do tej pory, dochodzi bardzo techniczne pływanie oraz rower. Tutaj większe znaczenie ma wszechstronność, a niekoniecznie bycie najszybszym biegaczem w stawce. Jak będzie w moim przypadku – czas pokaże, na dzień dzisiejszy jestem podekscytowany i z wielką ochotą robię kolejne treningi, mimo tego, że rano podczas biegania jest zimno i ciemno, a na basenie wypijam kilka litrów chlorowanej wody – wcale mi to nie przeszkadza :).
Tak jak poprzednio opisywałem przygotowanie do Maratonu, tak tym razem podzielę się wrażeniami z mojej drogi do pierwszego triathlonu. Nie będzie to relacja tydzień po tygodniu, ale wystarczająco często, aby oddać pełen obraz drogi od zera do triathlonisty. Zaznaczam, że jeśli ktoś szuka planów treningowych i sposobów na lepszy trening, to tutaj tego nie znajdzie :), za to Ci szukający sposobu jak zacząć i czego się spodziewać na początku, odnajdą w moich wpisach coś dla siebie.
W przygotowaniu do maratonu miałem jakieś podstawy, tzn. biegałem trochę wcześniej, miałem za sobą kilka startów na krótszych dystansach, tak tym razem zaczynam naprawdę od zera. No dobra może nie całkowitego zera w końcu nie zapomniałem jak się biega, ale pływać nie potrafię – potrafię się utrzymać na wodzie i to nie zbyt długo, a z jadą na rowerze też nie jest najlepiej, dam radę jechać przez 30 minut komfortowym tempem, ale na rowerze szosowym nie jeździłem nigdy. Innymi słowy to będzie naprawdę droga od zera :). Ale właśnie dlatego chcę to zrobić, chce widzieć postęp z każdym treningiem, chcę uczyć się nowych rzeczy i walczyć najpierw o ukończenie krótkiego dystansu, a dalej rozwijania się aż do momentu kiedy usłyszę swoje imię oraz legendarny okrzyk “You are an IronMan”. Na dzień dzisiejszy cel ten jest tak odległy, że równie dobrze mógłbym planować wycieczkę na Marsa, ale od czego ma się wyobraźnię 🙂 .
Na dobry początek zapisałem się na treningi grupowe z Kuźnią Triathlonu w Warszawie. 2 razy w tygodniu pływanie plus raz w tygodniu ćwiczenia stabilizacji i spinning. Oczywiście, jak każdy pracujący amator, od samego postawiania sobie celu czasu mi nie przybyło więc treningi muszę zmieścić w istniejący rozkład dnia, kosztem snu i odpoczynku – więc biegam o 6:30 rano, pływam o 21, a spinning w niedzielę :).
Jak dotąd byłem na kilku treningach pływackich i mimo bardzo dobrej kadry i organizacji treningów z moim pływaniem jest kiepsko, a nawet bardzo kiepsko. Z drugiej strony chyba nie byłbym pierwszym zawodnikiem, który pokonałby część pływacką triathlonu stylem klasycznym (żabką)? Chociaż z drugiej strony do czasów Dicka Fosbury’ego wszyscy skakali wzwyż nogami do przodu i dopiero jego alternatywne podejście zmieniło ten sport 🙂 A tak na serio to oczywiście zamierzam opanować pływanie kraulem, tylko potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Podsumowując moja forma na 12 grudnia 2015 jest następująca:
- Bieganie – 10 km – 46:15 / Maraton 3:49:59
- Rower – 0
- Pływanie – 0