6 Tydzień w moim planie treningowym do Maratonu zakończony! Z reguły opisuję Wam jak jest super i jaki to świetny pomysł trening do Maratonu. Nadal oczywiście tak myślę, ale w tym tygodniu przekonałem się, że jest ciężko i pewnie będzie coraz ciężej. Ale do rzeczy… Plan na ten tydzień był następujący:
Tydzień rozpocząłem od 2 treningów z przebieżkami. Poniedziałek 5 x 20 sekund bardzo szybkiego biegu i środa 6 x 20 sekund. Muszę przyznać, że zaczynam się przyzwyczajać do takiego rodzaju treningu i na spokojnych biegach brakuje mi interwałów. Tak jak pisałem wcześniej, treningi w tygodniu robię rano i taki bieg z przebieżkami, gdzie tętno podchodzi mi podczas interwału do 150 uderzeń na minutę działa jak najlepsze włoskie espresso! Zdecydowanie polecam, jest to fajne urozmaicenie spokojnego biegu i pozytywnie wpływa na budowanie kondycji. Na wykresie poniżej bardzo dobrze widać kiedy dokładnie wypada te 20 sekund wysokiej intensywności (podpowiedź – ta czerwona linia to tętno 😉 ). Po tych sześciu przebieżkach miałem dalej zaplanowany spokojny bieg przez 5,8km. Bardzo przyjemny dystans na środowy poranek.
W piątek wypadł spokojny bieg na 5.10km, więc był to zasłużony relaks przed weekendem. Tym razem biegałem po pracy i przy okazji powstał mój pierwszy filmik #biegamdobrze – taki szczegół gdyby ktoś się zastanawiał skąd mam na to wszystko czas. Odpowiedź jest prosta: nie mam, po prostu wykorzystuję każdą chwilę na 100% moich możliwości.
Pierwsze jak do tej pory kłopoty pojawiły się w sobotę rano podczas długiego biegu. Dystans 15km – dla wytrawnych biegaczy to żaden długi bieg, natomiast dla mnie to najdłuższy dystans, jaki pokonałem do tej pory. Widoki rano były piękne jak zawsze, pomimo nie do końca idealnej pogody 😉
W trakcie biegu na 10 km, czyli po mniej więcej godzinie skorzystałem z żelu energetycznego w ramach przyzwyczajania organizmu do dodatkowego paliwa w trackie biegu, to podniosło mi trochę ogólny poziom energii. Niestety od 12 km nogi zaczęły odmawiać współpracy. Zrobiły się wyjątkowo ciężkie i pojawił się ból, nie taki jak przy kontuzji, tylko raczej zmęczenie materiału. Zwolniłem tempo i powtarzałem sobie w głowie, że muszę biec- to w końcu tylko 15 km, niektórzy biegają takie dystanse bez jakiegokolwiek przygotowania. Przypomniałem sobie o moim celu i walczyłem z bólem przez jakieś 2km (na szczęście tylko tyle). Ostatni kilometr był już bez bólu, ale byłem naprawdę bardzo zmęczony. Do tej pory wracając do domu po treningu wchodziłem jeszcze dziarsko po schodach na 4te piętro, w sobotę ledwo udało mi się wejść do windy. Do domu wszedłem praktycznie na czworakach i leżałem bez ruchu 30 minut. Wiem, że dla niektórych to będzie bardzo zabawne, bo w końcu co to za dystans 15 km – ale chcę być z Wami w pełni szczery – dla mnie to był wyczyn! Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie, jak mam przebiec ten dystans prawie trzykrotnie. Na szczęście mam jeszcze 22 tygodnie więc mam dodatkową motywację i już wiem po co te codzienne poranne wstawanie – to proste, inaczej nici z mojego celu. Dzisiaj nie jestem jeszcze gotowy do Maratonu, ani nawet do połówki.
W niedzielę na drugi dzień po długim biegu – dowiedziałem się o mięśniach, o których istnieniu nie miałem pojęcia, a już na pewno że takie miejsca mogą boleć po bieganiu 🙂 Dawno już nie miałem zakwasów po bieganiu, ale tego dnia były i to solidne.
Na koniec korzystam z okazji, że doczytaliście aż do końca i jeszcze raz przypominam o akcji #biegamdobrze. Pomóżcie mi pomóc dzieciom, które naszej pomocy potrzebują. Szczegóły tutaj: #biegamdobrze
Podsumowanie tygodnia:
Tydzień 6 – dystans 34.66 km; czas treningu: 3g:33m:20 s